Był piękny słoneczny dzień.Obudziłam się i przechadzałam się po krainie,odwiedzając każdą alphę. Nadchodził wieczór.Bolały mnie łapy więc chciałam iść skrótem przez las.Jednak...był to bardzo zły pomysł.Idąc przez las usłyszałam donośne warczenie.Przyśpieszyłam kroku.Poczułam,że za mną ktoś stoi,ktoś nieznajomy mi dotąd.Zamarłam.Nie mogłam wydać najmniejszego ruchu,nawet nie miałam siły wziąć oddechu.Bałam się.Serce zaczęło mi walić jak oszalałe.
-Witaj,Charlotte.-zaczął.Dopiero po chwili zorientowałam się,że coś do mnie mówi.Nie znałam go nawet po głosie.Przełknęłam ślinę.
-Tak się składa,że obserwuję Cię już kilka nieszczęsnych dni...-powiedział.Czułam,że podchodzi bliżej.
-Nic nie powiesz?-spytał oburzony.Czułam jak łzy napływają mi do oczu.Przygryzłam wargę.
-No...Wiesz co nie powinnaś o tak późnej porze chodzić po lesie w dodatku SAMA!-podkreślił.Nagle rzucił się na mnie i przewrócił mnie,przybijając do drzewa.
-Nie bój się,to nie zaboli...-zaśmiał się.Łzy spłynęły mi po policzkach.Coraz bardziej przysuwał się do mojego pyska,a jego ciało ocierało się o moje.
-Jeszcze chwilka,daj mi się nacieszyć tą piękną chwilą,moja droga.-zatkał mi usta łapą.Nie chciałam patrzeć.Nie miałam siły się drzeć.Nagle usłyszałam szelest blisko.Myślałam,że kogoś przyprowadził,ale to nie był nikt nie znajomy...Zaczęłam cicho skomleć.
<Kieł?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz